Enzo
Aktywny użytkownik
- Dołączył
- 28 Grudzień 2016
- Wiadomości
- 196
- Punkty z reakcji
- 38
- Punkty
- 28
No, huncwoty, nie może być, że szanujące się highquality forum, ze zdrową społecznością, które posiada dział o animu, nie posiada tematu o Królu Shounenów, jednej z najwyżej ocenianych serii w hisorii na wszelkich MALach, A-P i innych weaboosowskich filmwebach, tematu o historii tak pięknej, że nawet życie Miski wydaje się przy niej słabe, blade, szare, niepociągające i nudne. Postanowiłem zmienić ten stan, wprowadzić dobrą zmianę, by zapanowała obfitość.
Alchemia jest siłą, mogącą przekształcać materię. Na zasadzie „równorzędnej wymiany” alchemik jest w stanie uzyskać jedną rzecz, poświęcając przy tym coś o tej samej wartości. Choć alchemicy potrafią w sposób spektakularny korzystać ze swych umiejętności, ciągle prowadząc badania i je doskonaląc, jest jedna rzecz, która jest absolutnie zabroniona – transmutacja człowieka.
Kiedy utalentowani bracia Elric – Edward i Alphonse łamią tę zasadę, próbując z pomocą alchemii przywrócić do życia zmarłą matkę dochodzi do tragedii, a dwójka chłopców płaci ogromną cenę za próbę realizacji swojego pragnienia.
Edward obwiniając się o całe zajście chce odzyskać to, co w wyniku zabronionego czynu zabrała mu i bratu alchemia. Szukając na to sposobu wstępuje do wojska i zostaje Państwowym Alchemikiem. Jednak poszukiwania odpowiedzi zostają zakłócone przez pojawienie się tajemniczego jegomościa, który z jakichś powodów upodobał sobie mordowanie alchemików, a jakby to okazało się zbyt nudne, to na dodatek coś dziwnego, i z pewnością nic dobrego, zaczyna dziać się w państwie.
Może zarys fabularny nie jest jakiś pociągający, ale akcja szybko się rozkręca stawiając nowe pytania, wprowadzając zwroty, no i po prostu bez reszty wciągając widza w swe objęcia.
Jest to drugie podejście studia BONES do tej serii. Pierwsze – Fullmetal Alchemist, w pewnym momencie zrywa z mangowym pierwowzorem i... stacza się, może nie na samo dno, ale jest mocno przeciętnie. Studio jednak posypało głowę popiołem i bardzo dobrze się to dla wszystkich skończyło.
Historia Brotherhood nie dość, że świetna sama w sobie, to do tego poprowadzona jest imo celująco, nie ma zbędnych przeciągnięć, rozwiązania tajemnic przychodzą w odpowiednich momentach, nie dając się nimi znudzić, ale też pozwalają im wystarczająco długo trzymać w napięciu. Elementy komediowe wkomponowane są w chwilach, w których potrafią rozluźnić, a nie tylko zirytować. Charaktery bohaterów nie są przerysowane, nie mamy też do czynienia ze stereotypowym, shounenowym cieniasem jako protagonistą, który dzięki determinacji, ciężkim treningom, boskim siłom i innym pierdu pierdu, nagle staje się ostrym wymiataczem, który jako jedyny może zbawić świat
Bo FMA:B w żadnym wypadku stereotypowym shounenem nie jest.
Komu poleciłbym Brotherhood? To, że miłośnikom shounenów w pierwszej kolejności to oczywiste, ale tak naprawdę nie ma nikogo, komu bym nie polecił. Nie chcę być osądzany o fanbojstwo, bo absolutnie nie jest to moje ulubione animu, chociaż jedno z przyjemniejszych jakie widziałem. Myślę jednak, że naprawdę sporo osób znajdzie w FMA:B coś dla siebie, a na pewno nie będzie się przy nim męczyć.
Alchemia jest siłą, mogącą przekształcać materię. Na zasadzie „równorzędnej wymiany” alchemik jest w stanie uzyskać jedną rzecz, poświęcając przy tym coś o tej samej wartości. Choć alchemicy potrafią w sposób spektakularny korzystać ze swych umiejętności, ciągle prowadząc badania i je doskonaląc, jest jedna rzecz, która jest absolutnie zabroniona – transmutacja człowieka.
Kiedy utalentowani bracia Elric – Edward i Alphonse łamią tę zasadę, próbując z pomocą alchemii przywrócić do życia zmarłą matkę dochodzi do tragedii, a dwójka chłopców płaci ogromną cenę za próbę realizacji swojego pragnienia.
Edward obwiniając się o całe zajście chce odzyskać to, co w wyniku zabronionego czynu zabrała mu i bratu alchemia. Szukając na to sposobu wstępuje do wojska i zostaje Państwowym Alchemikiem. Jednak poszukiwania odpowiedzi zostają zakłócone przez pojawienie się tajemniczego jegomościa, który z jakichś powodów upodobał sobie mordowanie alchemików, a jakby to okazało się zbyt nudne, to na dodatek coś dziwnego, i z pewnością nic dobrego, zaczyna dziać się w państwie.
Może zarys fabularny nie jest jakiś pociągający, ale akcja szybko się rozkręca stawiając nowe pytania, wprowadzając zwroty, no i po prostu bez reszty wciągając widza w swe objęcia.
Jest to drugie podejście studia BONES do tej serii. Pierwsze – Fullmetal Alchemist, w pewnym momencie zrywa z mangowym pierwowzorem i... stacza się, może nie na samo dno, ale jest mocno przeciętnie. Studio jednak posypało głowę popiołem i bardzo dobrze się to dla wszystkich skończyło.
Historia Brotherhood nie dość, że świetna sama w sobie, to do tego poprowadzona jest imo celująco, nie ma zbędnych przeciągnięć, rozwiązania tajemnic przychodzą w odpowiednich momentach, nie dając się nimi znudzić, ale też pozwalają im wystarczająco długo trzymać w napięciu. Elementy komediowe wkomponowane są w chwilach, w których potrafią rozluźnić, a nie tylko zirytować. Charaktery bohaterów nie są przerysowane, nie mamy też do czynienia ze stereotypowym, shounenowym cieniasem jako protagonistą, który dzięki determinacji, ciężkim treningom, boskim siłom i innym pierdu pierdu, nagle staje się ostrym wymiataczem, który jako jedyny może zbawić świat
(a i tak nie przeleci Sakury, bo zrobi to Sasuke).
Komu poleciłbym Brotherhood? To, że miłośnikom shounenów w pierwszej kolejności to oczywiste, ale tak naprawdę nie ma nikogo, komu bym nie polecił. Nie chcę być osądzany o fanbojstwo, bo absolutnie nie jest to moje ulubione animu, chociaż jedno z przyjemniejszych jakie widziałem. Myślę jednak, że naprawdę sporo osób znajdzie w FMA:B coś dla siebie, a na pewno nie będzie się przy nim męczyć.